#DENKO naturalnych kosmetyków samoopalających/ brązujących

Jak możecie spostrzec po moim profilu oraz blogu, nie często robię info #denko. Zdarzają mi się takie relacje, ale denkowe wpisy na blogu czy posty na IG to już poważniejsza sprawa. Powodem jest fakt, że w momencie tworzenia recenzji, coś już o danym produkcie wiem i moje finalne odczucia po prostu nie różnią się od tych, które mam w trakcie testów. W tym jednak przypadku zdarzyło się coś, co nie dzieje się codziennie – zmieniłam zdanie na temat danego produktu lub zyskałam nowe wnioski.

tonik samoopalający – Resibo Hahe Some Tan – denko

Tutaj od początku była miłość i do końca jest miłość. Należy jednak dodać kilka słów o tym toniku. Ponieważ Have Some Tan daje coś więcej, niż efekt skóry muśniętej słońcem. To przede wszystkim produkt o niesamowitych właściwościach pielęgnacyjnych. 

Skład jest bardzo przemyślany, bo z jednej strony substancje o właściwościach brązujących skórę a z drugiej, kwas cytrynowy (należący do grupy kwasów AHA) oraz liczne składniki nawilżające i kojące.

Ale UWAGA!

Stosując tonik codziennie, doprowadziłam do pojawienia się pomarańczowych plamek przy uszach. Najprawdopodobniej nałożyłam tam nieco więcej produktu a łatwo o pomyłkę, gdyż efekt barwienia skóry nie jest widoczny od razu. Ciemniejsza poświata pojawia się po kilku godzinach. 

Wypracowałam więc technikę, w której po tonik sięgałam co 2 lub 3 dzień i dbałam o to, aby bardzo dokładnie go rozprowadzić – także na uszach i szyi. – Wówczas efekty były po prostu spektakularne. Nie wyglądałam jakbym dopiero wróciła z Bali, ale moja twarz stała się zwyczajnie ładniejsza. Pozbawiona niedoskonałości, wyrównana i nawilżona. 

Brązujący Balsam do Ciała i Twarzy MOKOSH

#rozczarowanie – no niestety. Chociaż z początku chwaliłam go pod niebiosa i możecie to zobaczyć w mojej recenzji, z czasem pojawiły się niespodzianki, na które nie byłam gotowa. Przyznaję, że przetestowałam balsam w trudnych warunkach, bo początkowo nakładałam go codziennie, ALE na stronie producenta są (moim zdaniem) informacje wprowadzające w błąd. 

Otóż producent pisze: “innowacyjny składnik pochodzenia naturalnego „MelanoBronze” z ekstraktu niepokalanka pospolitego, który zwiększa naturalną pigmentację skóry poprzez stymulację produkcji melaniny w melanocytach. Dzięki temu skóra staje się ciemniejsza w taki sam sposób, jak podczas zażywania kąpieli słonecznej, jednak bez konieczności narażania jej na promieniowanie UV.

Wywnioskowałam, że balsam to takie cudo, które pobudza komórki wewnątrz skóry i sprawia, że ta zaczyna brązowieć. A podczas użytkowania okazało się, że jak to w przypadku każdego balsamu brązującego, każda warstwa produktu to zwyczajna szpachla malarska na skórze. – Do pewnego momentu balsam brązujący Mokosh daje absolutnie przepiękny efekt. Po przekroczeniu cienkiej granicy, zaczynają się problemy.

I tak nabawiłam się plam. Myślę, że istotną informacją jest również to, że szczotkuję skórę. Ten rytuał mógł zwyczajnie ściągnąć część produktu, doprowadzając do efektu dalmatyńczyka. Najwięcej przebarwień miałam na szyi oraz między piersiami. Całe szczęście, że nie nałożyłam balsamu w tej ilości na twarz.

Tak więc NIE JEST TO BUBEL, ale warto wiedzieć, jak właściwie go stosować. Mi się wydawało, że to naprawdę będzie jakaś totalna innowacja, która na dobre oderwie mnie od szkodliwych kąpieli słonecznych, a tymczasem balsam Mokosh okazał się być po prostu kolejnym samoopalaczem. Świetnym, pięknym, cudnie pachnącym, ale jednak – samoopalaczem, którego należy stosować z dużą rozwagą. 

Balsam oliwny KORRES, prosto z Grecji

Balsam Korres Olive Cactus Pear

Balsam oliwny, prosto z Grecji – Kolejny udany prezent

Balsam Korres Olive Cactus Pear
Balsam Korres Olive Cactus Pear

Przyznaję, że najlepsze balsamy do ciała, jakie miałam, to były prezenty. Być może chodzi o to, że sama mocno kombinuję, testuję rzeczy, które mnie intrygują. Jednak zwracam uwagę także na składy. Mimo wszystko nigdy nie miałam lepszego balsamu od chorwackiej Sapunoteki. Teraz przyszedł czas na cudownie pachnący balsam do ciała na bazie oliwy. Prezent prosto z Grecji – kolebki kultu pięknych ciał.

KORRES Pure Greek Olive Body Cream Cactus Pear Body – balsam oliwkowy z dodatkiem kaktusa i gruszki. Naturalne źródło antyutleniaczy i witamin. Zapach balsamu jest piękny – coś między mydlanym a perfumowanym. To jednak oznacza, że mamy troszkę dodatkowej chemii. Sama gruszka, kaktus i oliwa tak nie pachną – z pewnością nie.

Krem do ciała ekspresowo się wchłania, pozostawiając skórę miękką i nawilżoną. W składzie mamy oliwę z oliwek z pierwszego tłoczenia, co ma znaczenie w kontekście zawartych w nich składników. Nie wiem na ile wchłaniają się one przez skórę.

Składniki balsamu KORRES Pure Greek

Balsam Korres Olive Cactus Pear
Balsam Korres Olive Cactus Pear

INCI: Water, capric triglyceride, glycerin, sweet almond oil, hydrogenated polydecene, glyceryl stearate citrate, ammonium acryloyldimethyltaurate/vp copolymer, shea butter, decyl cocoate, parfum, aloe barbadensis leaf juice, alpha-isomethyl ionone, althaea officinalis root extract, caprylyl, glycol, citric acid, citronellol, distarch phosphate, soybean oil, lactic acid, limonene, linalool, magnesium pca, manganese pca, olea europaea fruit oil, olive leaf extract, panthenol, phenoxyethanol, porassium sorbate, rosmarinus officinalis (rosemary) leaf extract, sodium benzoate, sodium gluceptate, sodium pca, zinc pca.

Dzięki takiemu zestawieniu składników, balsam do ciała KORRES Pure Greek doskonale rozprowadza się na skórze, szybko wchłania i rewelacyjnie pachnie. Czuć jednak, że dokonano w nim ingerencji chemicznej. Nie ma w tym niczego złego, jeśli czytasz składy i nie jest tak, że każde Twoje mydło zawiera SLS-y, każdy szampon ma parabeny a każdy krem zawiera parafinę.

Chociaż składników w tym balsamie mamy sporo, łatwo stwierdzić, że wiele z nich jest przyjazna dla skóry. Nie ma tu żadnej substancji niebezpiecznej, czy mocno alergizującej. Są natomiast zapychacze w postaci olejów. Jeśli Twoja skóra ma tendencję do wyprysków, zbyt częste stosowanie oleistych substancji może nie być dla Ciebie dobre.

Składniki – Szczegóły

Balsam Korres Olive Cactus Pear
Balsam Korres Olive Cactus Pear

Capric triglyceride, czyli trójgliceryd kaprynowy, jest to komedogenny składnik chemiczny, który w tym produkcie znajduje się już na 2 miejscu. Gdyby był to jakiś naturalny olej, np. kokosowy, byłabym bardziej zadowolona. Wiem już, że tego balsamu nie będę stosować przy codziennej pielęgnacji, bo zwyczajnie mogą mi wyskoczyć wypryski. Póki co niczego takiego nie zauważyłam a balsam stosowałam już kilka razy.

Uwodorniony polidecen czyli hydrogenated polydecene to kolejny emolient. Ammonium acryloyldimethyltaurate/vp copolymer jest modyfikatorem właściwości reologicznych. Oznacza to, że wpływa on na konsystencję produktu kosmetycznego. Jest także stabilizatorem. Nie wykryto niebezpieczeństwa w stosowaniu tego składnika.

Phenoxyethanol jest organicznym związkiem chemicznym o kwiatowym zapachu. Phenoxyethanol pochodzi z grupy eterów. Doskonale rozpuszcza się w wodzie, przez co można go spotkać w kosmetykach o właściwościach nawilżających. To składnik konserwujący, który może być także rozpuszczalnikiem dla innych składników zawartych w produkcie.

Konserwantem jest tutaj także benzoesan sodu, który może wyglądać kontrowersyjnie w artykułach spożywczych. W kosmetykach nie wnosi większej szkody dla zdrowia. Nie drażni skóry ani błon śluzowych.

Pielęgnacja skóry suchej

Balsam Korres Olive Cactus Pear
Balsam Korres Olive Cactus Pear

Na początku prowadzenia tego bloga pisałam, że nie wyobrażam sobie zaczynać dnia bez balsamu do ciała. Teraz jest inaczej. Odkąd czytam składy, nie mam potrzeby smarować ciała balsamem każdego ranka. Mogę zapomnieć o suchej, swędzącej skórze na golonych łydkach. Nawet dłonie, z którymi w okresie zimowym zawsze miałam potężny problem, są lepiej nawilżone.

Moja skóra jest bardziej rozświetlona, sprawia wrażenie zdrowszej i bardziej miękkiej. Po użyciu balsamu KORRES skóra jest dodatkowo pięknie wypachniona. Naprawdę już sam zapach jest powodem, dla którego balsam warto polecić. Osobiście stosuję naprzemiennie kilka rodzajów produktów. Jednego dnia użyję tego balsamu a na drugi dzień posmaruję ciało wyłącznie masłem shea.

Kiedy stosuję peeling z obecnością olejów, nie stosuję żadnego balsamu ani mleczka. Jeśli czujesz, że na Twojej skórze jest już delikatny film, nie ma sensu jej zapychać dodatkowymi produktami. Pamiętajmy, że wiele dobrych balsamów, w tym Pure Greek Olive Body Cream, działają komedogennie, kiedy stosuje się je w nadmiarze. Oznacza to, że zapychają pory, tworząc zaskórniki i inne zmiany skórne. Tego przecież nikt nie chce.

Reasumując, opisywany produkt jest godny polecenia. Wstrzymałam się z publikacją wpisu jeszcze dwa tygodnie, by dokładnie przetestować balsam. Faktycznie, nic złego się nie wydarzyło. Skóra na długo pozostaje nawilżona a balsam nie ma na tyle ciężkiej formuły żeby zapychać pory.

Balsam z TK Maxx – Miód i lawenda

Miód i lawenda – Balsam, który polecam

Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml
Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml

Ostatnio o wiele bardziej wolę szukać kosmetyków w TK Maxx, niż w jakiejkolwiek drogerii. Wszystko dlatego, że ten sklep różności po prostu mnie zaskakuje. Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml, bo o nim mowa to balsam do dłoni i ciała, chociaż osobiście uważam, że jego konsystencja na szybkie smarowanie dłoni może się nie sprawdzić – ale o tym zaraz.

Beechworth Honey to firma z Australii. Ich balsam z miodem i lawendą naprawdę mnie oczarował. Jedynie konsystencja nie jest idealna – po nałożeniu balsam jest biały i trzeba go wklepać jeśli nie masz czasu na czekanie aż się wchłonie. Ważne jest też to, że przez jakiś czas możesz czuć lepkość skóry. Dlatego uważam, że do dłoni nie do końca ten balsam się nadaje.

Kolejna kwestia to opakowanie – poręczne i niby wszystko OK ale jak już wyciągnęłam aplikator, nie mogłam go włożyć z powrotem. W konsekwencji balsam stoi bez zamknięcia i sobie chłonie zarazki z łazienki. Można wówczas użyć jakiejś folii no ale to nie ja powinnam o tym myśleć, tylko producent.

Konsystencja i nieprzemyślane opakowanie to jednak jedyne minusy, jakie udało mi się zauważyć. Być może dla Ciebie ważne – dla mnie do przeżycia. Balsam kosztował 20PLN a jego skład jest naprawdę fajny. Moja skóra go uwielbia. Wieczory od dłuższego czasu kojarzę z zapachem lawendy.

Moja słabość do lawendy o kojącym działaniu

Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml
Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml

Warto wspomnieć też coś o samej lawendzie. Nie każdemu podoba się jej charakterystyczny zapach – mnie on zachwyca i uspokaja. Mam obecnie mydło lawendowe, dwa balsamy z lawendy i jeszcze się czaję na lawendowy olejek eteryczny i nie, nie mam dość! To nie jest mit, nigdzie tego nie przeczytałam – wdychanie zapachu lawendy koi ból i nerwy.

Ostatnio miałam bardzo bolesny piątek (choroba przewlekła daje o sobie znać). Skurcze męczyły mnie przez kilka godzin. W końcu uznałam, że jeśli mam wylądować w szpitalu, to CZYSTA. Wzięłam prysznic i powoli masowałam ciało mydłem lawendowym. Potem chłopak użył balsamu Mountain Honey and Lavender żeby to moje zbolałe ciało doprowadzić do ładu. Możesz wierzyć albo nie – po chwili ból znacznie zmniejszył swoje natężenie (mowa głównie o silnych skurczach brzucha).

Dlatego też polecam ten balsam nie tylko osobom schorowanym ale nawet kobietom, które np. mają właśnie miesiączkę i chcą trochę rozluźnić mięśnie, czy osobom, które chodzą zestresowane i potrzebują wieczornego ukojenia. Mountain Honey and Lavender od Beechworth Honey to doskonałe dopełnienie ceremonii antystresowej.

Składniki Mountain Honey and Lavender

Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml
Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml

Składniki: Purified Water, Glycerine, Cetearyl Alcohol, Jojoba Oil, Ceteareth 20, Avocado Oil, Macadamia Oil, Mountain Honey, Shea Butter, Phenoxyethanol, Natural Vitamin E, Vitamin B5, Lavender Oil, Orange Sweet Oil, Mandarin Cold Pressed Oil, Soya Bean Oil, Ethylhexlglycerin, Cedarwood Oil, Aloe Vera Leaf Juice Powder, Lilly Pilly Fruit Extract, Rosemary Oil, Kakadu Plum Extract, Citric Acid, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Quandong Fruit Powder.

Ten skład to piękny widok. Praktycznie mamy tu do czynienia z niemal samymi naturalnymi komponentami. Liczne olejki, masło Shea, ekstrakty z roślin, witaminy. Mi to bardzo odpowiada. Nie ma parafiny, od której przez długi czas moje ciało było uzależnione. W końcu zaczynam odczuwać efekty naturalnego nawilżania. Uwaga, ponieważ w produkcie znajduje się sporo oleistych substancji, balsam może Ci zapychać pory. Jeśli masz tendencję do powstawania krostek i zaskórników po zastosowaniu olejów, tutaj też taka reakcja może się pojawić.

Co do ewentualnych reakcji niepożądanych, Cetearyl Alcohol ma dość silne działanie komedogenne, przez co może powodować powstawanie małych krostek i zaskórników. Jego kolejność w składzie wskazuje na to, że może być go całkiem sporo. Osobiście nie odczułam żadnych negatywnych efektów wynikających ze stosowania balsamu Mountain Honey and Lavender.

Ethylhexlglycerin to humektant (zwiększa zawartość wody w warstwie rogowej naskórka, wiążąc wodę w skórze), konserwant, bakteriocyd (substancja bakteriobójcza). Ethylhexlglycerin nie jest sklasyfikowany jako alergen, sporadycznie zdarzało się, że podrażnia oczy. Jednak ta funkcja w balsamie do ciała raczej nas nie interesuje.

Sodium Benzoate (Benzoesan sodu) to konserwant. Reakcje alergiczne jakie mogą się pojawić przy jego stosowaniu zdarzają się bardzo rzadko a mogą być to podrażnienia oczu i rzadziej podrażnienia skóry. Reszta składu także nie powinna zrobić Ci krzywdy. Moja wrażliwa skóra bardzo dobrze przyjęła ten balsam dlatego z całego serca go polecam.

Jesteś zainteresowana tematem innych balsamów z lawendą? Zajrzyj TUTAJ.

Mountain Honey and Lavender Hand & Body Lotion 250ml

Dominika

Prezent z Chorwacji – Body Lotion z oliwek

Prezent z Chorwacji – Balsam do ciała Sapunoteka

Sapunoteka maslina losion za tijelo
Sapunoteka maslina losion za tijelo

Ania, żona brata mojego lubego, zrobiła mi piękny prezent, przyjeżdżając z Chorwacji z cudownym balsamem do ciała. Od razu wspomnę, że po pierwszym użyciu tego produktu wiedziałam, że będę chciała go w przyszłości kupić i ogólnie marką się zainteresować, jednak nie znalazłam dystrybucji na Polskę. A więc zdaje się, że będę musiała udać się na wycieczkę. 😉

Mowa o balsamie do ciała od firmy Sapunoteka. Już samo opakowanie zachwyca – produkt jest schowany w kartoniku, na którym dostajemy też informację, że balsam nie był testowany na zwierzętach. Co więcej opakowanie nadaje się w pełni do recyklingu. Są jeszcze dwa oznaczenia, których szukałam w internecie i nie znalazłam – to dłoń z sercem w środku (może to idiotyczne ale podejrzewam, że chodzi o dobre traktowanie pracowników) i jeszcze jest litera V zamknięta w okręgu.

Balsam Sapunoteka powstał dzięki tłoczeniu na zimno oliwy z oliwek i orzechów macadamii. Olejek lawendowy z olejkiem rozmarynowym pozostawia czysty i świeży zapach na skórze oraz koi. Dzięki naturalnym składnikom, z powodzeniem możesz posmarować balsamem także twarz. Nadaje się on doskonale do skóry suchej i wrażliwej.

W produkcie zastosowano woski ziołowe i środki konserwujące, które są zatwierdzone do stosowania w kosmetykach organicznych. Balsam jest dostępny w aluminiowym opakowaniu, które można wyciskać jak za komuny się pastę do zębów wyciskało. Akurat w przypadku balsamu, taka tuba to świetny pomysł, bo nic się nie zmarnuje. Wielokrotnie w tradycyjnych dozownikach, zostawało mi sporo produktu na dnie i nie mogłam go w żaden sposób wydobyć. Tutaj tego problemu nie ma. Aluminiowa tuba zapewnia także dobrą ochronę składników przed światłem słonecznym, procesem utleniania, czy zanieczyszczeniom.

Naturalny balsam do ciała – Sapunoteka (maslina)

Sapunoteka maslina losion za tijelo
Sapunoteka maslina losion za tijelo

Sapunoteka maslina losion za tijelo
Sapunoteka maslina losion za tijelo

Składniki: woda, oliwka europejska (owoc), olej z orzechów macadamia, gliceryna, Rącznik pospolity (olej rycynowy), emulgator (hydrolizowane białko pszenicy, stearynian glicerolu, alkohol cetearylowy), Lawenda wąskolistna (olejek), środki konserwujące (kwas dehydrooctowy (DHA), alkohol benzylowy), Rozmaryn lekarski (olejek).

Kwas dehydrooctowy (DHA) – jako konserwant charakteryzuje się wysoką aktywnością przeciw grzybom, jest natomiast mniej skuteczny wobec bakterii. To konserwant zatwierdzony do stosowania w kosmetykach naturalnych.

Alkohol cetearylowy składnik o woskowatej konsystencji, będący połączeniem alkoholu cetylowego (INCI: Cetyl Alcohol) i alkoholu stearylowego (INCI: Stearyl Alcohol). Nadaje skórze uczucie miękkości i elastyczności. Może działać komedogennie, poza tym nie powinien powodować alergii i innych niepożądanych skutków stosowania.

Stearynian glicerolu to składnik pochodzenia roślinnego. Jest estrem kwasu stearynowego i gliceryny. Składnik ten tworzy warstwę okluzyjną na skórze, co oznacza, że działa nawilżająco poprzez zapobieganie nadmiernego parowania wody. Nie powinien jednak tak zapychać, jak alkohol cetearylowy.

Sapunoteka maslina losion za tijelo
Sapunoteka maslina losion za tijelo

Podsumowanie – Sapunoteka Body Lotion

Osobiście jestem oczarowana działaniem balsamu od firmy Sapunoteka. Jednocześnie ubolewam nad faktem, że tak trudno go dostać w Polsce. Mam szczerą nadzieję, że się to zmieni. Nie stosowałam wcześniej niczego podobnego. Doskonała forma, konsystencja i działanie w tak naturalnym składzie to dla mnie nowość. Polecam ten balsam całą sobą – ciałem i psychiką, bo dzięki lawendzie i rozmarynowi, balsam koi psychikę i przynosi ulgę. To ważna informacja dla nerwusów, jak ja.

Zaznaczam, że nie każdy lubi takie aromaty. Dla przykładu moja mama nie znosi wszystkiego, co ziołowe. Źle jej się kojarzy. Tymczasem ja jestem fanką. Pijam dużo gorzkich herbatek ziołowych i otaczam się takimi zapachami. Im naturalniej, tym lepiej. Nie jestem entuzjastką oczywistych aromatów i takie nawet lekko duszące nie są dla mnie problemem.

Z balsamem lawendowym od Ani wiąże się oczywiście odpowiednia historia. Otóż to ja jako pierwsza chciałam Ani podarować tym razem scrub lawendowy. Byłam na zakupach z koleżanką i tamta stwierdziła, że to ryzykowny zapach na prezent. Przyznałam znajomej rację i podarowałam Ani delikatnie pachnący zestaw do pielęgnacji dłoni. Kiedy się jej przyznałam, że myślałam nad lawendowym scrubem, ta się zaśmiała i krzyknęła: uwielbiam zapach lawendy! Kilka tygodni później to ona podarowała mi właśnie ten cudowny balsam. Wnioski? Słuchaj swojej intuicji i nie dawaj tego, co wydaje się odpowiednie, tylko polecaj coś, czego sama byś używała.

Jesteś zainteresowana tematem innych balsamów z lawendą? Zajrzyj TUTAJ.

Dominika

Biotherm Moisture Baume Corps Oil Therapy – Pod lupą

Biotherm Moisture

Biotherm Moisture z olejkami – Wrażenia

Biotherm Moisture
Biotherm Moisture

Biotherm Moisture Baume Corps Oil Therapy także znalazł się pod lupą. Z tym wpisem specjalnie trochę poczekałam żeby mieć na jego temat więcej do powiedzenia. Aktualnie stosuję ten balsam codziennie rano, od blisko dwóch miesięcy.

Zapach, do którego nie byłam początkowo przekonana, bo jest dość kwaśny, coraz bardziej mi się podoba. Konsystencja balsamu jest doskonała. Co więcej, zachowałam sobie wieczko zabezpieczające, które balsam miał na sobie od nowości i zdaje się, że to był strzał w dziesiątkę. Dzięki zabezpieczeniu, mam pewność, że do wnętrza opakowania nie dostają się bakterie i inni nieproszeni goście.

To widać po tym, jak za każdym razem, gdy otwieram wieczko, nie widzę śladów po starym, zeschniętym balsamie. Przy każdym użyciu, opakowanie wygląda jak nowe. To bardzo estetyczny zabieg, który dodatkowo daje gwarancję świeżości preparatu.

Olejkowy Biotherm dla skóry suchej – Sprawdza się?

Biotherm Moisture
Biotherm Moisture

Zdecydowanie mogę polecić Biotherm Moisture Oil Therapy dla osób, które mają problem z suchą skórą. Co więcej, przynajmniej w moim przypadku balsam nie spowodował żadnych podrażnień. Smarowałam nim także ledwo co ogolone nogi i nie czułam aby coś mnie szczypało.

W trakcie stosowania: balsam zdaje się być lekko lepiący ale to wrażenie szybko znika i pozostaje tylko uczucie doskonałego nawilżenia. Skóra po zastosowaniu balsamu staje się miękka i miła w dotyku. Balsam po kilku minutach nie pozostawia po sobie żadnych wilgotnych, czy tłustych śladów.

Subiektywne wrażenia ze stosowania tego preparatu są wyłącznie pozytywne. A jak się ma to do składników balsamu? Nie pierwszy raz powtarzam, że coś, co nie do końca jest bio i natural, w przypadku mojej skóry sprawdza się najlepiej.

Biotherm Moisture Oil Therapy – Skład

Ponieważ w Internecie czasem nie jest łatwo znaleźć skład konkretnych preparatów, postanowiłam robić zdjęcia etykietom stosowanych przeze mnie produktów. Już raz popełniłam błąd i wyrzuciłam zużyty kosmetyk, przez co później nie udało mi się stworzyć kompletnego opisu.

Biotherm Moisture Oil Therapy - Skład
Biotherm Moisture Oil Therapy – Skład

Zea Mays – Skrobia kukurydziana w kosmetykach

Skrobia kukurydziana to wypełniacz naturalnego pochodzenia. Jego obecność na początku listy składników może cieszyć – czy na pewno? Zea Mays wykazuje silne właściwości adsorpcyjne, co oznacza, że wchłania nadmiar sebum i wilgoci. Mimo wszystko zastanawia mnie obecność tego składnika w produkcie nawilżającym dla skóry suchej.

Z tego, co można wyczytać, skrobia kukurydziana jest stosowana głównie w pudrach dla cery tłustej. Zastanawiające, w końcu balsam ten naprawdę dobrze nawilża. Biotherm Oil Therapy, jak rzadko który balsam, naprawdę dobrze nawilża i na długo pozostawia wrażenie gładkiej, nawodnionej skóry.

Gliceryna – Konserwant

Gliceryna to często stosowany składnik w balsamach Biotherm. Niestety nie ma się czym chwalić, ponieważ jest to tani składnik, który stosowany jest w większości drogeryjnych kosmetyków z niższej półki. To konserwant, zabezpieczający przed działaniem drobnoustrojów. Dzięki temu balsam nie zepsuje się po dwóch tygodniach a Ty nie musisz trzymać go w lodówce.

Mimo wszystko gliceryna nie do końca wykazuje korzystne działanie dla skóry. Co więcej, może mieć różne pochodzenie a producent nie musi się przyznawać do tego, czy pozyskuje glicerynę z źródła zwierzęcego, czy roślinnego. Zdarza się jednak, że dana marka chce się wyróżniać filozofią, idącą w zgodzie z dobrem zwierząt. Wówczas znajdziesz na opakowaniu napis Glycerin vegetal. Biotherm jednak do tych wspaniałomyślnych marek nie należy.

Biotherm Baume Corps Nutrition – Potencjalne alergeny

Po użyciu analizatora składu, można się przerazić. Balsam od Biotherm posiada aż 12 potencjalnych alergenów. Należą do nich: phenoxyethanol, tocopheryl acetate, limonene, butylphenyl methylpropional, hexyl cinnamal, benzyl salicylate, linalool, hydroxyisohexyl 3-cyclohexene carboxaldehyde, citral, benzyl alcohol, geraniol, citronellol.

Dodatkowo w balsamie znajduje się isopropyl palmitate, który może wykazywać działanie komedogenne. Osobiście nie odczułam żadnych przykrych objawów podczas stosowania tego balsamu – wręcz przeciwnie. Wiem jednak, że wszystko zależy od skóry i np. mojej mamie, kobietce po 60-ce tego produktu już bym nie kupiła.

Więcej o różnych balsamach do skóry suchej, przeczytasz TUTAJ.

 

Dominika

Clarins Body Smoothing Moisture Milk – Pod lupą

Clarins Body-Smoothing Moisture Milk

Mleczko Clarins – Subiektywnie

Balsam do ciała od Clarins, trafił w moje ręce z polecenia konsultantki z dość znanej drogerii. Wtedy jeszcze mocno spłoszona a jednak potrzebująca dobrej pielęgnacji, uległam pokusie zakupu balsamu w promocji. Było warto, bo dziś już wiem, że słodko mleczne balsamy na dłuższą metę mnie męczą.

Clarins Body Smoothing Moisture Milk zapowiadał się nieźle. Prosta szata graficzna w stylu Clarins, przyjemna konsystencja i zapach lukrowych cukierków. Niestety z czasem zapragnęłam by ten balsam w końcu się skończył i przyszła pora na następny. Dlaczego?

Clarins balsam – Nawilżenie skóry

Moje ciało nie uzyskało dostatecznego nawilżenia, chociaż balsam Clarins miał to oferować. Niby balsam przeznaczony jest dla skóry normalnej ale reklamuje się jako sposób na długotrwałe nawilżenie. Tymczasem zrozumiałam, że mimo zapewnień konsultantek oraz opisów produktu, trzeba trzymać się etykiety i sięgać wyłącznie po produkty dla skóry suchej. – dlaczego?

Często, po kilku minutach od nałożenia balsamu Clarins, szłam posmarować się nim ponownie – zwłaszcza na nogach. Przy dłuższym stosowaniu w ogóle nie zauważyłam, żeby moja skóra kondycyjnie się poprawiła. Efekt nawilżenia był krótki i mało satysfakcjonujący.

Body Moisture Milk – Kwestie praktyczne

Pompka balsamu moim zdaniem jest zbyt krótka. Przez to nie raz zbierałam resztki balsamu z opakowania. Finalnie, gromadziły się tam bakterie, co było widoczne zwłaszcza na samej pompce. Jakieś takie nieporęczne to opakowanie moim zdaniem i nieprzemyślane.

Jednak to, jak wygląda opakowanie i jakie są moje subiektywne odczucia dotyczące produktu Clarins, to jedno. Teraz warto wziąć pod lupę komponenty składowe balsamu Moisture Milk.

Clarins Moisture Milk – Skład

Jeśli szukacie w internecie pełnego składu tego produktu, nie będzie łatwo! Z pewnością znajdziecie informację, że Moisture Milk nie zawiera: alkoholu, aluminium, olejów mineralnych, parabenów, parafiny, PEG, silikonów, składników pochodzenia zwierzęcego, SLES, SLS.

Dodatkowo jest oparty na bazie wyciągu z aloesu a więc dla skóry to w końcu samo dobro.

Jednak jeśli macie w dłoni opakowanie, będziecie miały szansę zauważyć, że skład mleczka jest znacznie bardziej bogaty. Aloesu w nim tyle, że nie ma się czym chwalić.

Porównując skład mleczka Clarins z innymi produktami z podobnej półki cenowej, wypada on nieźle. Naprawdę nie widzę powodu, by ten produkt hejtować za skład. Niemniej, dla mojej skóry mleczko okazało się nietrafione.

Nie pierwszy raz coś, co ma dobry skład, kompletnie na mnie nie działa. Nie wiem o co dokładnie chodzi. Jestem w fazie testów. Z pewnością jednak aloes, który dla mnie jest po prostu doskonały w pielęgnacji ciała i włosów, tutaj najwyraźniej występuje w zbyt małych ilościach lub jest przytłoczony innymi składnikami.

Jak stosować balsam do ciała?

To może się Wam wydać śmieszne ale poradnik, jak właściwie smarować ciało balsamem wcale nie jest głupim pomysłem. Jeśli nauczysz się właściwie smarować skórę twarzy, ciała i umiejętnie myć włosy, stworzysz sobie domowe SPA.

Więcej o różnych testowanych balsamach przeczytasz TUTAJ.

BIOTHERM Lait Corporel – Pod Lupą

Biotherm Lait Corporel 48h

BIOTHERM Lait Corporel – Pod Lupą

Nie ukrywam swojej miłości do nawilżającego mleczka do ciała Lait Corporel od Biotherm. Niestety, analiza składników obecnych w tym produkcie może rozczarować. Stosowałam mleczko do ciała przez blisko 4 miesiące i odczułam wyłącznie pozytywne rezultaty tej kuracji. Niestety trzeba być szczerym i przyznać, że składniki Lait Corporel są bardzo powszechne, stosowane głównie w tańszych kosmetykach drogeryjnych.

Tutaj płacimy za markę jednak nie można zapominać o tym, że TA MARKA posiada pewne tajniki podczas produkowania swoich kosmetyków. Prawdopodobnie z tych samych składników BIOTHERM jest w stanie zrobić lepszy produkt, niż inna firma. Jednak osobiście nie mogę nazwać mleczka Lait Corporel LUXUSOWYM, biorąc pod uwagę jego skład.

Jest kilka pozytywnych aspektów. Po pierwsze, nie ma parabenów. Dodatkowo są obecne olejki oraz ekstrakty z owoców cytrusowych, które posiadają antyoksydant – witaminę E. To jest bardzo istotne. Niestety pierwsze pozycje na liście składników nie zachwycają.

Lait Corporel – Składniki

Woda, gliceryna, oliwa z oliwek, dimetikon, Glikol propylenowy , Trietanoloamina , Limonen, Palmitynian izopropylu, Olejek z kwiatów pomarańczy, Olejek neroli, Kwas stearynowy, Płynna parafina, Alkohol cetylowy, 2-Fenoksyetanol (konserwant), Kwas palmitynowy, parafina, Sól sodowa chlorku kwasu laurynowego i aminokwasów z owsa, Glikol heksylenowy, karbomer, Monostearynian gliceryny, dimetikonol, Olejek ze skórki grejpfruta, Dehydrooctan sodu, Guma ksantanowa, fruktoza, glukoza, tokoferol, Cytral, Linalol, urea, Wyciąg z kultury bakterii Vitreoscilla, dekstryna, nikotynian heksylu, Sacharoza, kwas glutaminowy, Kwas asparaginowy, alanina, perfumy

1. Woda – kosmetyki, które na niej bazują nie powinny być zaliczane do wyższej półki, ponieważ woda jest bazą większości kosmetyków drogeryjnych. Można myśleć – woda, fajnie, bo tak naturalnie! Niestety jest to błędne myślenie. Woda to pożywka dla drobnoustrojów. W związku z czym, jej obecność w składzie jednoznacznie wskazuje na to, że będą potrzebne jakieś konserwanty (niekoniecznie naturalne i przyjazne dla ciała). Nowoczesne technologie produkcji, także kosmetyków bio, bazują na droższych, trudniej dostępnych składnikach, niż woda. Tymczasem mamy produkt renomowanej marki, który wciąż na wodzie bazuje.

Czy pochodne benzyny mogą się znaleźć na Twojej skórze?

2. Gliceryna – tutaj odczucia mam mieszane. Przede wszystkim ze względu na fakt, że producent kosmetyków nie ma obowiązku podawać sposobu pozyskiwania gliceryny. Tymczasem można ją podzielić ze względu na:

Naturalną – wytwarzaną poprzez zmydlenie tłuszczu roślinnego lub zwierzęcego

Syntetyczną – uzyskiwaną z propylenu, wytwarzanego z benzyny.

Gliceryna to kolejny tani i powszechnie stosowany składnik kosmetyków. Nie ma w niej nic z wyższej półki. Jednak jej obecność w balsamie do ciała da się sensownie wytłumaczyć. Gliceryna bardzo dobrze pochłania wodę oraz łagodzi wysuszające działanie alkoholu etylowego. Jej zastosowanie jest o tyle uzasadnione, że gliceryna ładnie łączy wszystkie komponenty w kosmetyku i zapobiega ich krystalizacji. Jest również konserwantem, zabezpieczającymi przed działaniem drobnoustrojów.

Jej obecność również pozytywnie wpływa na wnikanie składników odżywczych do wnętrza skóry. W mleczku do ciała to właśnie gliceryna odpowiada za długotrwałe uczucie nawilżenia, od którego osobiście jestem uzależniona. Dodatkowo gliceryna chroni skórę przed mrozem i silnym wiatrem, tworząc barierę a także wygładza zmarszczki.

Niestety źródło gliceryny obecnej w danym kosmetyku zazwyczaj nie jest nam znane. Co więcej okazuje się, że nie zawsze jest to źródło roślinne! Jeśli zatem ktoś chce mieć pewność, że nie stosuje kosmetyku z wykorzystaniem tłuszczu zwierzęcego, musi poszukiwać nazwy: „Glycerin vegetal”, czego w składnikach BIOTHERM Lait Corporel nie znajdziemy.

Metody stare jak świat a wciąż brakuje nam badań

3. Parafina – wokół tego składnika krąży wiele mitów. Fakty z chemicznego puntu widzenia wskazują na to, że parafina to mieszanina, która powstaje w wyniku procesu destylacji ropy naftowej. Brzmi strasznie, tymczasem okazuje się, że podobno nie ma się czego obawiać. Dzięki temu, że parafina znajduje się na rynku dość długo, została na wszystkie strony przebadana. Nie zdiagnozowano aby parafina powodowała podrażnienia skóry, czy wykazywała odczyny alergiczne.

Jest ona powszechnie stosowana w luksusowych gabinetach kosmetycznych oraz w wielu kremach i balsamach. Faktycznie nawilża skórę, umacnia lipidową barierę naskórka i przeciwdziała przesuszaniu się skóry. Niestety parafina działa na skórę jak narkotyk na organizm – gdy zaczniesz ją stosować, bardzo szybko odczujesz negatywne skutki zaniechania dalszej pielęgnacji tym właśnie składnikiem. Z tego względu parafina będzie już konieczna do tego, byś poczuła, że Twoja skóra jest naprawdę nawilżona. Przypuszczam, że ta klątwa dopadła też mnie.

Wiele lat stosowałam tanie kosmetyki w nieświadomy sposób. Z pewnością w większości z nich była parafina. Teraz tani drogeryjny balsam na mnie nie działa. Dlatego bardzo przywiązałam się do BIOTHERM Lait Corporel. Patrząc na skład, wiem, że to nie do końca dobre dla mojej skóry ale przecież… po posmarowaniu ciała tym mleczkiem jest tak dobrze i tak przyjemnie.

Wypryski zamiast nawilżenia? To może się zdarzyć

3. Dimetikon – teraz możemy zacząć się bać. Inne nazwy dimetikonu to ang. Dimethicone, Dimethyl silicone, PDMS (polymethylsiloxane).

Dimetikon znalazł się w mleczku BIOTHERM prawdopodobnie dlatego, że w pewnym sensie stanowi barierę ochronną dla skóry. Niestety nie każdy wie, że w tym wypadku jest to jednoznaczne z tzw. działaniem komedogennym. Mam na myśli zatykanie porów skóry, uniemożliwienie jej swobodnego oddychania. Twoja skóra po tym składniku po prostu się dusi! Zatem jeśli po zastosowaniu balsamu, zobaczysz wypryski np. na plecach, niekoniecznie będzie to reakcja alergiczna. Może być to wynik braku możliwości swobodnej wymiany gazowej między skórą a otoczeniem.

Osobiście nie dostrzegłam takiego problemu. Co więcej, nie doczytałam się też żadnej negatywnej opinii odnośnie BIOTHERM Lait Corporel. Tu prawdopodobnie mamy do czynienia z tym, o czym wcześniej wspomniałam – doświadczeniem i kasą producenta. Z tanich składników, które są zastosowane w odpowiednich, prawdopodobnie bezpiecznych dla skóry proporcjach, powstał kosmetyk dobry na każde zło.

4. Glikol propylenowy – to alkohol wodorotlenkowy otrzymywany z ropy naftowej. (Znowu). To co? Odwiedzamy jakiś serwis motoryzacyjny i zamiast w błocie, zaczniemy tarzać się w ropie i benzynie? Bo można stwierdzić, że na jedno wychodzi, skoro to są źródła składników, za które płacimy mniej lub więcej i które potem wcieramy w swoje ciało.

Nie można tego tak postrzegać, bo nie jesteśmy chemiczkami i nawet jeśli coś groźnie dla nas brzmi, niekoniecznie powinno nas faktycznie niepokoić. Póki co warto skupić się na badaniach i jeśli mowa o glikolu, propylenowym, zgodnie z opinią Światowej Organizacji Zdrowia (World Health Organization- WHO), ten składnik jest bezpieczny dla naszej skóry.

Z drugiej jednak strony warto wiedzieć, że powoduje on podrażnienia, gdy dostanie się do oczu, narusza barierę ochronną skóry, może powodować objawy alergiczne a długotrwałe stosowanie glikolu może mieć negatywne odbicie na funkcjonowaniu skóry.

Tutaj jednak trzeba dodać, że nie smarujemy się samym glikolem, lecz miksem składników, które są zestawione przez doświadczonego producenta. Czytając o każdym pojedynczym komponencie balsamu, widać, że co jeden zmajstruje, drugi naprawi. Namawiam zatem do holistycznego traktowania określonego produktu.
Co prawda zamiast Propylene Glycol, chętniej zobaczyłabym w składzie Caprylyl Glycol – dlaczego?

Caprylyl Glycol jest kwasem tłuszczowym związanym z cząsteczką najprostszego alkoholu dwuwodorotlenowego. To składnik dozwolony do stosowania w kosmetykach naturalnych, gdzie nie ma tylu reakcji alergicznych, ile może wystąpić przy stosowaniu Glikolu propylenowego. Niestety, w BIOTHERM Lait Corporel mamy do czynienia z glikolem propylenowym.

Warto ufać czemuś, co groźnie brzmi?

4. Triethanolamine (TEA)
Stosowanie Trietanoloaminy może powodować reakcje alergiczne. Dodatkowo mogą wystąpić podrażnienia oczu, a w przy dłuższym stosowaniu, pojawia się problem wysuszenia skóry oraz odkładania się toksyn w skórze.

5. Alkohol cetylowy – groźnie brzmi ALE tak naprawdę można mu zaufać. To emolient, czyli tłusty składnik, w związku z czym także może wykazywać działanie komedogenne ale nie w dużym stopniu. Każda tłusta substancja zablokuje pory. Alkohol cetylowy poza tym nie ma więcej grzechów. Przede wszystkim zapobiega on nadmiernemu odparowywaniu skóry, przez co pośrednio nawilża. Dodatkowo alkohol cetylowy zmiękcza i wygładza skórę. Został dobrze przebadany i uznano go za bezpieczny składnik obecny w kosmetykach.

Ja zaufałam Biotherm Lait Corporel

Reasumując, skład BIOTHERM Lait Corporel nie zachwyca. Z drugiej strony, osobiście wiem, że kupię go jeszcze raz, dwa a nawet 200 razy, ponieważ po prostu działa. Mam suchą skórę i próbowałam wielu kosmetyków naturalnych. Niezależnie od ceny, od tego w jak dużym stopniu miałam do czynienia z kompletnym brakiem substancji szkodliwych, mało który balsam robi mojej skórze takie dobro, jak Lait Corporel.

Myślę, że warto wiedzieć, co się stosuje jednak z drugiej strony, zamiast z przerażeniem sięgać po produkty dostępne na sklepowych półkach, lepiej zaufać specjalistom. Skoro mamy do czynienia z produktem przebadanym i uznanym za bezpieczny, raczej nie ma większych powodów do strachu. Dodam tylko, że im więcej wiem, tym bardziej wątpię w zasadność stosowania CZEGOKOLWIEK. Wystarczy jednak poranek ze spiętą, suchą, swędzącą skórą, bym zapomniała o wszystkim, co przeczytałam i sięgnęła po to straszne zło, które daje mi ogromne ukojenie. Wybór należy do Ciebie!

Więcej o różnych testowanych balsamach do skóry suchej przeczytasz TUTAJ.

Dominika